''Magdalena ma siedemnaście lat. Pasjonuje się tańcem, rysunkiem i muzyką (choć nie znosi śpiewać). Lubi bawić się wnętrzami i modą. Tak, to ona - ciemnowłosa niebieskooka.''
M.

czwartek, 8 sierpnia 2013

See you ^^

Cześć Wam, w końcu się odzywam. Piszę jednak tylko po to, by powiedzieć, że to koniec tej historii. Miało być co prawda więcej rozdziałów, jednak nie odnajduję się w tym zbytnio. Źle rozpoczęłam pisanie (niewłaściwa struktura), ale w to już się nie będę zagłębiać. :P Pisałam tego bloga rok z przerwami, chcę więc podziękować wszystkim, którzy komentowali, obserwowali, czytali! Wielkie BIG THANKS dla Was ludzie^^
Jest parę procent szans, że wymyślę nową historię, w której pojawi się na pewno chłopak o imieniu Igor (uwielbiam to imię! :D). Ale to naprawdę niewielkie szanse. Jeśli jednak historia ta się pojawi, to na pewno na tej stronce, usunę po prostu poprzednie posty. Dziękuję jeszcze raz za wszystko, życzę miłego dnia i przepraszam, że nie dokończyłam pisania bloga...
Wasza
Mlle Madeleine :)

czwartek, 2 maja 2013

23 lipca

Bladoniebieskie ściany, jasne drewno na podłodze i duże, naprawdę ogromne okno z widokiem na centrum miasta. Koło okna zaś łóżko: wielkie, pełne różnobarwnych i różnokształtnych poduszek, z czarnym, metalowym, zdobionym zagłówkiem - takie lubię najbardziej. Na parapecie wazonik z goździkami kupionymi poprzedniego dnia na stoisku należącym do miłego, starszego pana. Naprzeciwko niego szafa - wysoka, bukowa, z trzema szufladami i jedną, ogromną półką. Wyciągnęłam z niej luźne spodenki i podkoszulek. Zszedłszy do salonu, włączyłam delikatną, relaksującą muzykę i rozpoczęłam, jak każdego dnia od dwóch lat, rozciąganie się. Nigdy o tym nie wspominałam, jednakże taniec to jedna z moich pasji. I choć nie sądzę, by zapewniła mi ona w przyszłości utrzymanie, to mam zamiar ją rozwijać. Od września zapisuję się do szkoły tanecznej - to już postanowione!
Po dwudziestu skłonach, siedmiu agrafkach i masie różnych innych ćwiczeń rozpoczęłam trening właściwy. Zazwyczaj inspiruję się układami znalezionymi w Internecie, jednakże równie często sama je komponuję. Czasem sam taniec wychodzi mi nieźle, szczególnie, kiedy (jak to ludzie mówią) czuję muzykę.
Powtarzając sobie w myślach: szpagat, skłon, skok, piruet, przeciąganie, wykonywałam rzetelnie wszystkie punkty, robiąc co kilka minut przerwę na pięć głębokich wdechów i łyk wody. Kończąc ósmą sesję powtórzeń i tym samym kończąc dzisiejszy trening, padłam na kanapę zmęczona i sięgnęłam po komórkę, by napisać do Ady, jak czuje się po wczorajszym wieczorze. W oczekiwaniu na odpowiedź, udałam się do kuchni po kubek jogurtu morelowego i zasiadłam do laptopa, by sprawdzić pocztę. Komunikat dwie nowe wiadomości zbytnio mnie nie zdziwił, jednakże gdy przeczytałam treść jednej z nich, osłupiałam. Oto ona:
Znalazłem na klatce wisior. Zdaje mi się, że jest Twój. Na tylnej stronie jest wygrawerowane Twoje imię, Madziu. Jeśli chcesz go odzyskać, przyjdź na ulicę Żółkiewskiego o szesnastej, tam, gdzie ostatnio Cię spotkałem, SAMA. Nie zrobię Ci nic złego.
Z wrażenia osunęłam się na krzesło, po kilku sekundach pobiegłam do sypialni i przeszukałam dokładnie całą torbę, następnie szkatułkę, a na koniec komodę. Wisiora rzeczywiście nie było. Musiałam go odzyskać, dostałam go od rodziców, gdy miałam czternaście lat. Czuję zatem do niego ogromny sentyment. Ponownie opadłam bez sił, tym razem na łóżko. Ten typ owinął mnie sobie wokół palca. Nie dam się, a co najważniejsze, wyjaśnię całe to bagno, w które się wplątałam... Jak to ostatnio zwykłam robić, wybrałam numer Igora i poprosiłam, by przyszedł.
- Cześć, Igor. - mówiąc to, podeszłam i wtuliłam się w jego ramię. Ostatnimi czasy było to jedno z niewielu miejsc, gdzie czułam się tak bezpiecznie.
- Dzień dobry, Mała. - lubi tak o mnie mówić, zapewne ze względu na to, iż moja głowa znajduje się na wysokości jego ramion. - Po co mnie tutaj ściągasz? - spytał żartobliwie, jednocześnie muskając ręką moje włosy.
Nic nie mówiąc, podałam mu telefon i poprosiłam, by czytał. Nie był zdziwiony, sprawiał wrażenie zdecydowanego i odważnego. Pomyślał chwilę, po czym powiedział:
- Mam plan. Oczywiście pójdziesz tam, ale ja będę z Tobą. Niedaleko tego miejsca jest świetna kryjówka - mur, a koło niego wielki billboard. Jeśli ten typ będzie chciał Ci coś zrobić, po prostu ja z nim porozmawiam... Ty za to musisz wyglądać na wyluzowaną, nie może zobaczyć, że się go boisz, okej?
- Okej, okej... Ale... Boję się... To nie ja tu jestem mistrzem karate!
- No jak to nie? Już nie pamiętasz, przez kogo ostatnio wylądowałem na ziemi?
Zaśmiałam się tylko, mając w pamięci scenę, w której Igor pada na podłogę, nie wiedząc, co się dzieje. Położyłam głowę na kolanach mężczyzny i zamknęłam oczy. Poczułam dłoń na moim policzku i od razu uspokoiłam się.
Zbliżała się godzina szesnasta. Stałam na ulicy Żółkiewskiego oparta o ściankę biegnącego nad nią mostu. Spoglądałam niepewnie to na mur i wielki billboard reklamujący pastę do zębów, to na drugą stronę ulicy, skąd, jak sądziłam, miał nadejść nieznajomy. Ręce dygotały mi niczym galareta, oddech był ciężki i nierówny, serce biło jak szalone, prawa noga drżała. Były dwie minuty po szesnastej, gdy do miejsca, w którym stałam zaczął zbliżać się mężczyzna w czarnej bluzie z kapturem, dżinsach i ciemnych tenisówkach. Na głowę naciągniętą miał ciemną podkolanówkę, co było nawet zabawne. Obserwowałam go uważnie, on zaś położył na drodze wisior, po czym ze spuszczoną głową zaczął się do mnie zbliżać. Czego chcesz? - krzyknęłam i to był błąd. Rozdrażniłam go zapewne tymi słowami, bo zaczął zbliżać się coraz szybciej. Przełykałam nerwowo ślinę, spoglądając na billboard. Krzewy obok niego poruszyły się i wybiegł z nich Igor. Mężczyzna z podkolanówką na głowie zaczął uciekać, jednak to mój książę okazał się szybszy. Jednym ruchem powalił go na ziemię i obezwładnił, do mnie zaś krzyknął, bym dzwoniła na policję.
- Nie, nie! Błagam! - zaczął typ.
- Bo co? - mówiąc to, Igor ściągnął mu z głowy tę skarpetkę i zobaczyliśmy coś nieprawdopodobnego. - Daniel?! Ale co ty tu...? Co ty odwalasz? Dzwoń... - zwrócił się do mnie jeszcze raz Igor.
Damiana zabrała policja, my również musieliśmy jechać, by zeznawać jako świadkowie. Czekaliśmy na korytarzu na naszą kolej. Byłam cała rozdygotana, kiedy powracała do mnie myśl, że nieświadomie pocałowałam tego bandziora, ugh, Daniela, wybuchałam płaczem. Czułam się okropnie, jednakże Igor również był w trudnej sytuacji. Daniel był jego przyjacielem od liceum, wspólna ławka w szkole, wspólne wypady w góry, wspólna gra w koszykówkę na boisku, wszystko wspólne...
- To chore, jak on mógł zrobić nam takie świństwo... Mi i Tobie... - mówił Igor, tępo patrząc w ścianę. - On zawsze był w porządku, zachowywał się fair. Co mu przyszło do głowy, żeby Cię zastraszać... - mężczyzna napinał wszystkie mięśnie, zaciskając jednocześnie zęby.
- Spokojnie, pogadamy z nim szczerze i wszystkiego się dowiemy... - głaskałam jego rękę powoli, bowiem tym razem to ja musiałam stanąć na wysokości zadania i pocieszyć go.
- Przepraszam, ale... Ja po prostu nie wierzę.
W tym momencie zza dużych, szarych drzwi wyjrzał jakiś młodszy, chuderlawy policjant. Wstaliśmy i niewiele myśląc, złapaliśmy się za ręce, po czym ruszyliśmy do sali przesłuchań. Opowiedziałam wszystko, każdy szczegół, pokazałam również sms'y; Igor, choć z pewnością ciężko mu było donosić na przyjaciela, zeznał wszystko, co wiedział. Spytałam na koniec, czy moglibyśmy porozmawiać z oskarżonym. Jako że odpowiedź była pozytywna, pod nadzorem wcześniej wspomnianego chuderlawego policjancika udaliśmy się do czegoś w rodzaju celi (choć cela to nie była).
- Czemu to zrobiłeś? - rzucił oschle Igor, lecz Daniel milczał.
- Powiedz! - mówiłam cicho, lecz stanowczo.
- Podobasz mi się! Nie rozumiesz? Zakochałem się! - krzyknął Daniel, nie podnosząc wzroku.
- Co ty w ogóle mówisz?! To, co zrobiłeś, było chore... Nie dość, że skrzywdziłeś niewinną dziewczynę, to jeszcze straciłeś moje zaufanie, stary! Zawiodłeś mnie, wszystko razem, wspólnie... A teraz... Teraz wyrządziłeś nam takie świństwo. Nie masz pojęcia, co zrobiłeś. Madzia bała się wychodzić z domu, przez ciebie...
- Stalking, słyszałeś kiedyś ten termin? - rzuciłam krótko, lecz Daniel nadal milczał. - A co z Adą?
- Przykrywka, byłą mi potrzebna tylko po to, byście się nie domyślili...
- Nawet nie masz pojęcia, ile osób zraniłeś! Przepraszam Igor, ale muszę wyjść. - wróciłam na korytarz, trzaskając drzwiami.
Igor pojawił się po kilkunastu minutach. Objął mnie ramieniem i pocałował w czoło. Zaczął mnie uspokajać, powiedział, iż Daniel zniknie z naszego życia, obiecał wyprowadzić się z Trójmiasta. Pierwszy raz od kilku dni poczułam wewnętrzny spokój. I znów żyję nadzieją, że wszystko będzie w porządku.
OD AUTORA
Cześć kochani! Daaawno mnie tu nie było, przepraszam...
Jesteście zdziwieni zakończeniem? Piszcie wszystko, liczę na Was! :)
I liczę na Wasze komentarze. Jeśli pojawi się ich tutaj siedem, postaram się dodać nowy rozdział z zupełnie nowymi i świeżymi przygodami!
Pozdrawiam.
Mlle Madeleine

sobota, 6 kwietnia 2013

21 lipca

Nacisnęłam czerwoną słuchawkę na ekranie telefonu, kończąc tym samym rozmowę z tatą. Już cztery dni minęły, odkąd napadł na mnie szalony psychopata nazywający siebie X. Ale o tym rodzicom nie wspomniałam (bo po cóż ich dręczyć). Spojrzałam na duży, okrągły zegar zdobiony decoupage'm, który niegdyś dostałam od siostry. Była godzina jedenasta dwadzieścia trzy. Postanowiłam, iż dzisiaj zaproszę do siebie Adę na wieczór filmowy. Ponownie skierowałam swoją rękę w stronę telefonu. Gdy już miałam po niego sięgać, rozległ się dźwięk oznaczający sms'a. Nieźle się przestraszyłam. Spojrzałam na wyświetlacz: numer prywatny. Oto treść owego sms'a:
Jak samopoczucie? Ja miewam się doskonale, wyjeżdżam na weekend z miasta, więc możesz sobie odpocząć. Nie kłamię, po co? Miłego dnia życzę, Twój X
Przeczytałam sms'a przynajmniej pięć razy. I nadal nie mogłam zrozumieć, co siedzi w głowie tego człowieka. Szarpały mną różne emocje. Jedna część mnie bała się, zaś druga podpowiadała, bym wykorzystała ten weekend na zabawę. Mężczyzna mówiący o sobie X był bowiem specyficzną osobowością. Odznaczał się dziwną agresją, budził grozę, ale też życzył mi... dobrze.
Postanowione! Włączyłam komputer i od razu napisałam Adzie maila z zaproszeniem. Postanowiłam jednak, iż na ten wieczór filmowy zaproszę także chłopaków: Igora i Daniela. Świetna pogoda, doborowe towarzystwo, smaczne jedzenie i od razu czujesz się lepiej!
Wyjrzałam przez okno: od kilku dni padał deszcz więc naprawdę dużym zaskoczeniem dla mnie było, iż świeciło słońce. Założyłam krótką, falowaną sukienkę z motywem kwiatowym. Na nogi wsunęłam koturny (te same, które ostatnio miałam na sobie na zakończeniu roku szkolnego) i już godzinkę później byłam gotowa na małe zakupy. Zdecydowałam, że zrobię Igorowi niespodziankę i poproszę go, by mi towarzyszył. Cały czas chciałabym spędzać z nim, myślę jednak, że i jemu to zbytnio nie przeszkadza.
Zapukałam do drzwi i zaczęłam się śmiać pod nosem. Z wnętrza dochodziły krzyki typu: Zaraz otworzę! Już idę... Po kilku minutach magiczne wrota otworzyły się, a zza nich wyjrzał Igor z naprawdę nieziemską miną!
- Cze... Cześć! Co Ty tutaj...? - mężczyzna zaczął się jąkać.
- Hej! Wpadłam na pomysł, by dzisiejszy wieczór spędzić na maratonie filmowym w moim domu. Ty, ja, Ada i Daniel, do tego popcorn z masłem, cola. Co sądzisz?
- Świetny pomysł, każdy z każdym się zapozna! I wiesz, co mi jeszcze odpowiada? Twoja obecność.
- Och, dziękuję.
- I, kurczę, wolałbym nie zapraszać Cię do środka, bo wyjdę na totalnego idiotę niewiedzącego, do czego służy płyn do naczyń i szczotka. Przepraszam Cię strasznie za ten bajzel, wspominałem już, że nie znoszę sprzątać... - Igor był nieco speszony, wypowiadając te słowa charakterystycznie gładził ręką kark.
- Daj spokój, ja też potrafię zostawić mieszkanie w stanie... krytycznym? Lepiej ubieraj się i zmykamy do sklepu! - niezbyt w tym momencie obchodził mnie nieporządek w mieszkaniu. Moja uwaga skupiła się na świetnych kościach obojczykowych mężczyzny. Coraz częściej łapałam się na tego typu (bezsensownych) rozmyślaniach... - No... Chyba, że masz już na dzisiaj inne plany...
- Daj spokój. Dla Ciebie nawet moje plany, jeśli bym takowe posiadał, mogłyby poczekać. Wejdź, zapraszam. Ja skoczę tylko na poddasze, by przebrać się w coś odpowiedniego. Siadaj... - mówiąc to, wskazał ręką sofę obszytą białą skórą.
Usiadłam. Na niewielkim, mahoniowym stoliku leżał notatnik Igora - rzecz wywołująca tak piękne wspomnienia. Jako że był otwarty, nachyliłam się ku niemu i przeczytałam fragment:
Człowieku, ogarnij się w końcu i żyj normalnie! Ale jak żyć, kiedy myśli się o NIEJ...
Tak, to zapewne o mnie - pomyślałam. W tej chwili wszedł Igor. Ubrany był w dżinsy (z przetarciem na lewym udzie) i ciemknoszary T-shirt z nadrukiem - białokremowymi kwiatami.
- To jestem gotowy!
- Nie ma sprawy, idziemy. Najpierw do supermarketu: chipsy, owoce i wszystko z tego rodzaju. A później...
- A później do galerii. Mam na oku świetny garnitur, ktoś musi mi doradzić.
- Ty i garnitur? Łał!
Po około dwugodzinnym zastanawianiu się nad tym, czy wybrać Cheetosy czy Laysy i bieganiu pomiędzy półkami, dotarliśmy do sklepu Vistula. Ja usiadłam na małym, czerwonym narożniku, zaś Igor udał się do przymierzalni. Po kilku minutach wyszedł, spojrzałam na niego z podziwem. Garnitur był w kolorze ciemnej czekolady, połyskujący. Spodnie idealnie dopasowane do nóg, lecz absolutnie nie opinające je; biała koszula; na szyi również brązowy krawat typu śledzik; marynarka także dopasowana. Już otworzyłam usta, by mówić, jednakże w tym właśnie momencie podeszła do nas pani doradczyni i zaczęła, zwracając się do Igiego:
- Idealny krój, świetnie pan wygląda! Narzeczona może zresztą potwierdzić. - najpierw poczułam, jak robię się purpurowa, spojrzałam na Igora i oboje jednocześnie parsknęliśmy śmiechem, a biedna pani zrobiła minę typu: Co się dzieje!? Igor chrząknął, po czym rozpoczął:
- Widzi pani, to tylko koleżanka.
- Tak, mam siedemnaście lat. - tym razem to nasza rozmówczyni zrobiła się czerwona i zaczęła przepraszać, po czym oddaliła się niespodziewanie.
- Tak w ogóle, z jakiej okazji kupujesz ten garnitur? - zagaiłam.
- Hmm... Tak właściwie to do pracy. Ale naprawdę wolę o tym na razie nie mówić. To nic pewnego niestety...
W tym momencie rozległ się dźwięk piosenki Strawberry swing - dzwonek Igora. Poszedł do przymierzalni, by odebrać telefon i jednocześnie przebrać się. Wracając, oznajmił, iż Daniel wpadł na pomysł, byśmy wszyscy wybrali się na pizzę. Dodał, iż powiedział mu, że dziś to ja zdecydowałam się zaprosić całą zgraję.
- A, i powiedziałem mu, że będzie Ada. Sama wiesz, że jest w jego typie!
- Cha cha, świetnie! To idź do kasy i wracamy do mnie, pomożesz w organizacji.
Około szesnastej, zmęczeni upałem, przekroczyliśmy próg mojego mieszkania.
- Okej. - wbiłam wzrok w Igora, kierując palec wskazujący w jego stronę. - Masz pecha, jesteś świetny w kuchni, więc to Tobie zlecam drinki. I pamiętaj - no alcohol! Niektórzy tutaj nie piją tego okropieństwa. Ja tymczasem zabieram się za babeczki.
Włączyłam radio, z głośników popłynął dźwięk utworu Lady Pank - Mniej niż zero. Oboje zaczęliśmy drzeć gardła do rytmu muzyki:
Mniej niż zerooo o! Mniej niż zerooo o! O! O! O! O!
Mimo iż impreza się jeszcze nie zaczęła, ja bawiłam się wyśmienicie. Igor przygotował napoje, ja wstawiłam babeczki do piekarnika. Tak umazaliśmy się bitą śmietaną, iż oboje musieliśmy zmieniać ubrania.
Około dwudziestej byliśmy już w komplecie. Na początku było nieco sztywno. Gadaliśmy o tym i o tamtym, ale dopiero, kiedy rzuciłam hasło: Gramy w butelkę, towarzystwo rozluźniło się. Zabawa z dzieciństwa, podczas której wychodziły na jaw największe sekrety, podczas której każdy choć raz zrobił coś godnego podziwu i jednocześnie pożałowania. Zaczęło się niewinnie: Wypij szklankę wody jednym duszkiem, zrób pięćdziesiąt pompek, wyznaj imię Twojej pierwszej miłości. Rozkręcaliśmy się: najpierw ja kazałam Adzie zaśpiewać fragment słynnego przeboju Ich Troje... na zewnątrz, przed oknami naszych sąsiadów, później to Igor dostał wyzwanie, aby zapukać do drzwi słynącej z narzekania i wyniosłości starszej pani z dołu, po czym zapytać: Dzień dobry, czy zastałem Jadźkę? Jadźka to jej córka. No i w końcu padło na mnie...
- No no no! Maadzia, teraz Ty. - Ada mówiła swoim nieco piskliwym głosikiem, spoglądając to na mnie, to na Daniela. - Mam! - klasnęła w ręce. - Pocałuj nam Danielkaa.
Spojrzałam na Igora - miał minę nieco zdziwioną, nieco obojętną, nieco zdenerwowaną. W tym momencie Ada zaczęła krzyczeć Gorzko!Gorzko!Gorzko! Daniel zaś wtórował: Jak wyzwanie, to wyzwanie!
- Ech, no okej. - po tych słowach pocałowałam Daniela, lecz tylko w policzek, po czym wróciłam na swoje miejsce. Igor odetchnął. Szczęście chciało, iż kręcąc, trafiłam ponownie na Adę, po czym rzuciłam jej to samo wyzwanie. Ona, ku naszemu zdziwieniu, pocałowała Daniela. I widać było, iż przypadli sobie do gustu! Igor nachylił się w moją stronę, po czym szepnął: Mówiłem, że jest w jego typie
Wieczór minął świetnie! Wszyscy udali się do domów około dwudziestej trzeciej. Ja natomiast byłam tak zmęczona, że iż kiedy tylko drzwi zamknęły się, poszłam spać.
OD AUTORA:
Sporo komentarzy pod ostatnim postem. Kolejny napiszę, jeśli pod tym będzie minimalnie sześć komentarzy. Jeśli to czytasz, to skomentuj, a jeśli komentujesz, to napisz, co sądzisz o X! :)
Pozdrawiam,
Mlle Madeleine ♥


wtorek, 19 marca 2013

Czeeść ^^
Piszę, by przeprosić, iż jeszcze nie ma nowego rozdziału, jest on jak na razie w ''obróbce''.
Mam w tym tygodniu naprawdę sporo rzeczy na głowie, nie jestem w stanie pisać. Przewiduję, że nową część dodam być może za około dwa tygodnie. Musicie mi to wybaczyć...
Pozdraiwam,
Mlle Madeleine ♥

sobota, 9 marca 2013

19 lipca

Zaspana, z kubkiem zbożówki w ręku, wyszłam w kapciach przed drzwi, by zabrać z wycieraczki prasę. Wróciwszy do kuchni, rzuciłam gazetę w kąt i zabrałam się za robienie śniadania. Od mniej więcej sześciu lat dzień w dzień o siódmej rano jem bułki maślane z truskawkowym bądź też jagodowym dżemem. To moje prywatne, nieco dziwne, przyzwyczajenie.
Usiadłam do stołu i upijając kolejny łyk zbożówki, przewinęłam stronę gazety. Znalazłam ciekawy felieton Manueli Gretkowskiej. Kończąc moją lekturę, skierowałam rękę w stronę talerza, jednak nie wyczułam tam ani jednego okruszka czegokolwiek, westchnęłam więc ze smutkiem i już miałam wstawać z krzesła. Zobaczyłam jednak, iż między ostatnią a przedostatnią kartkę gazety wsunięty jest skrawek papieru w kratę. Wyjęłam go i przeczytałam:
Dwa dni temu Ci się udało, zobaczymy, jak będzie dalej, MADZIU. Wiesz, gdyby nie to, że mi się podobasz, to może bym sobie odpuścił.
Pamiętaj, że wiem, gdzie mieszkasz. Nie mów o tym policji, bo będzie źle... Wiem też, gdzie mieszka Twój DOBRY znajomy. Miłego dnia, X
Wiadomość była zlepkiem liter wyciętych z gazet. Jednak nie to przykuwało aktualnie moją uwagę, lecz sama treść. Nie wiedziałam, co mam robić. Podbiegłam do wszystkich okien i opuściłam żaluzje, drzwi zamknęłam na klucz.
Zabrałam kartkę i uciekłam do sypialni, zatrzasnęłam drzwi tak, jakbym bała się, że ten psychopata może kryć się gdzieś za firanką. Po raz kolejny zadzwoniłam do Igora. W porządku jest, kiedy mężczyzna zamienia się w księcia z bajki i ratuje Cię z opresji, lecz... bez przesady, nie codziennie!
Około dziesięć minut później przyszedł Igor. Kiedy wszystko mu wyjaśniłam, zauważyłam w jego oczach strach. Choć, jak każdy mężczyzna, zgrywał przede mną chojraka, to czułam, że martwi się zarówno o mnie, jak i o siebie. Po dłuższej chwili milczenia rozpoczął:
- Okej, co wiemy?
- Myślę, że ten ktoś to mężczyzna, po co miałby kłamać? A poza tym napisał, że... Ugh... Podobam mu się...
- Palant... Więc to ten mężczyzna, który zaatakował Cię dwa dni temu?
- No tak, zapewne...
- Pamiętasz coś, na przykład jak wyglądał, ubranie, blizny, włosy?
- No co Ty, cały był ubrany na czarno, na rękach miał rękawiczki, a na głowie czarną pończochę... Jak bandzior...
- Hm... Musisz to zgłosić na policję, nie mamy wyjścia...
- No co Ty, martwię się o Ciebie, sam wiesz, co napisał (lub raczej wykleił) na kartce...
- A ja się martwię o Ciebie! Mi nic nie będzie, ćwiczyłem kiedyś karate, coś chyba jeszcze pamiętam.
- O nie! Ty i karate?! - mimo tej poważnej sytuacji zaczęłam się śmiać, a jednocześnie byłam pełna szacunku dla Igiego. - Naucz mnie czegoś!
- Madziu, ja naprawdę się martwię... To jest jakiś psychopata!
Siedzieliśmy naprzeciwko siebie, na moim łóżku. Ujął moje dłonie w swoje ręce i mocno ścisnął. Zmarszczył brwi i spojrzał poważnie. Spotkanie Ciebie to jedna z najlepszych rzeczy, jaka mi się ostatnio przydarzyła - usłyszałam. Nie powiedziałam nic, lecz tylko przysunęłam się do niego i ułożyłam głowę na jego kolanach.
- Poczekajmy jeszcze kilka dni z wzywaniem policji. - powiedziałam cicho.
- Ech, ale wiedz, że jestem temu przeciwny...
- Ale pamiętasz, obiecałam rodzicom, że będę tutaj, w Gdyni, rozważna. Nie mogę im sprawić kłopotu...
Poprosiłam, byśmy resztę dnia spędzili tu, w moim domu. Igor robił wszystko, bym tylko zapomniała o napadzie, o kartce. Nawet mu się to udawało. Nie sądziłam, iż tak świetnie można bawić się, trenując karate. Kiedy już zrozumiałam podstawy, przeszliśmy do tak zwanego geri czyli kopnięć z kursu kihon. Choć patrząc na Igiego wydawało się to nieco trudne, to gdy sama spróbowałam wykonać ten krok, poszło mi całkiem nieźle. W nauce karate bardzo ważne jest powtarzanie. Kiedy wykonujesz jeden ruch kilkadziesiąt razy, to twój mózg go zapamiętuje, zaś mięśnie prawidłowo układają się. Tak więc staliśmy oboje na środku salonu. Ja co chwilę atakowałam chłopaka, on zaś skutecznie się bronił, lecz w pewnym momencie okazałam się lepsza. Zwaliłam Igora z nóg - dosłownie! Padł na podłogę, ja zaś przestraszona złapałam go za rękę i zaczęłam krzyczeć:
- Hej, wszystko w porządku, przepraszam Cię... - zero reakcji.
- Ej, słyszysz mnie? - nic nie odpowiedział.
- Igor, noo!
- W porządku wszystko, w porządku.
Mężczyzna zaczął się śmiać, ja razem z nim, runęłam na podłogę. To teraz Ci się odwdzięczę - krzyknął i zaczął mnie łaskotać. Ja śmiałam się i błagałam go jednocześnie, by przestał - bez skutku. Po kilku minutach oboje padliśmy na podłogę zmęczeni do cna.
- Nie... Mam... Siły... - mówiłam, głęboko oddychając. - Brzuch... mnie... boli...
- Ach, daj spokój, to tylko łaskotki.
W pewnym momencie podniosłam się, podkuliłam nogi i zaczęłam obserwować Igora. Leżał z zamkniętymi oczyma i głęboko oddychał, czoło miał lekko zroszone potem. W pewnym momencie otworzył jedną powiekę i powiedział:
- Co Ty robisz?
- A nic, nic. Tak sobie patrzę...
- Na co patrzysz?
- A na Ciebie. - uśmiechnęłam się delikatnie.
- To patrz sobie, patrz... - zamknął ponownie oczy, oboje byliśmy niezwykle zmęczeni.
Wahałam się chwilę, co zrobić. Oparłam głowę na klatce piersiowej mężczyzny, czułam jego głęboki oddech: góra, dół, góra, dół. Głowę miałam zwróconą ku niemu, otworzył oczy, uśmiechnął się i pogładził mnie po policzku. Ja w tym czasie uważnie go obserwowałam. Na jego twarzy pojawił się delikatny zarost, och, jak pięknie wyglądał tenże zarost! Poza tym Igor miał mocno zarysowane i grube, ciemne brwi. Jego delikatne opalone bicepsy były lekko napięte. Nachyliłam się nad jego głową i szepnęłam do ucha:
- Wstawaj śpiochu!
- Już, już. Wyobraź sobie, pewna pani była tak miła, że uderzyła mnie w łydkę. I to nieźle!
- Och, cóż za nieszczęście. Mnie jakiś pan prawie załaskotał na śmierć.
- Ach, jak on mógł?!
- Dokładnie, i jak ona mogła...
Była godzina siedemnasta. Oboje wstaliśmy leniwie. Igor wyskoczył do sklepiku spożywczego na dole, ja wolałam zostać w domu. Postanowiłam wziąć szybki prysznic i odświeżyć się. Oblałam się chłodną wodą, szybko wysuszyłam i wciągnęłam ubranie: dżinsowe szorty i luźny, żółty T-shirt. Upięłam włosy w koka tak, by uzyskać maksymalną swobodę. Nakładałam właśnie balsam na nogi, gdy zadzwonił dzwonek i zza drzwi usłyszałam głos Igora, pobiegłam otworzyć.
- Co masz?
- Kupiłem Lay's?
- Hmm, zielona cebulka?
- Oczywiście, tak jak lubisz. No i Heineken'a dla siebie. Ach, i dla Ciebie sok Fortuna. - mówiąc to, machnął mi przed oczyma butelką z pomarańczowym płynem w środku.
- Świetnie, chyba zasłużyłeś na to, bym Cię wpuściła. - mrugnęłam do niego okiem.
- No mam nadzieję. Och, przebrałaś się. Jak Ty to robisz, pięć minut mnie nie ma, a Ty wyglądasz inaczej i do tego doskonale.
- Kobiety, kobiety... - zaśmiałam się.
Resztę wieczoru spędziliśmy, oglądając mecz siatkówki. Już nie pamiętam, kto z kim grał i kto wygrał. Liczyła się obecność kogoś innego - Igora. Około dwudziestej drugiej pożegnaliśmy się. Igor ostrzegł, bym włączyła telefon. Zjawi się na każde wezwanie. Lecz tej nocy nie było już żadnych kłopotów.
OD AUTORA
Mam kolejny rozdział! Dzięki, dzięki wielkie za te pięć komentarzy do poprzedniego posta i za 400 wejść ♥. Tak, wiem, cieszę się z małych, śmiesznych rzeczy. No ale... super się czyta Wasze pozytywne komentarze ;). Postanowiłam, że kolejny post dodam, kiedy będzie... minimalnie 6 komentarzy. Czytasz to właśnie? Skomentuj!
Pozdrawiam, Wasza Mlle Madeleine ^^

sobota, 2 marca 2013

17 lipca

Choć było już grubo po godzinie jedenastej, ja nadal nie wychodziłam z sypialni. Pogoda nie była najwspanialsza, toteż ułożyłam się wygodnie na łóżku i zdawałam relacje z ostatnich dni. Zawsze pisząc pamiętnik, odpoczywałam od szarej codzienności. Tyle rzeczy wpłynęło na historię mojego życia, jeszcze w czerwcu wszystko było zupełnie inne. Zacznijmy od tego, że poznałam Igora. Miewałam w swoim życiu ulotne zauroczenia, niespełnione miłości, lecz więź, która łączy mnie z Igim to coś zupełnie innego. Gdy on jest obok mnie, czuję się bezpiecznie niczym małe dziecko czuje spokój w objęciach matki. I, co najważniejsze, ja po prostu wiem, iż on mnie kocha. Jest cztery lata starszy, ale uważam, że to pozytywna cecha. Podobno mężczyźni dojrzewają później niż kobiety. To chyba prawda, gdyż mimo tylu lat różnicy nasze charaktery są niesamowicie podobne. Bo mówią, że istnieją bratnie dusze... I ja doświadczam czegoś podobnego, Igor jak na razie to mój bliski przyjaciel. Choć oboje domyślamy się, co czuje druga strona, jest jeszcze za wcześnie na wypowiadanie pochopnych słów, mówienie kocham.
Około godziny czternastej wstałam z łóżka i przeciągając się niczym leniwy kot, poszłam do łazienki, by (jak to mówią) ogarnąć się. Związałam włosy w luźny kucyk. Wciągnęłam na siebie długą, różnokolorową spódnicę, białą podkoszulkę i kremową wiatrówkę. Do tego wsunęłam na nogi rudawe kowbojki. Szyku dopełniała wielka, czerwona torba na ramię.
Miałam właśnie wychodzić z domu, kiedy usłyszałam dźwięk charakterystyczny dla facebookowych powiadomień. Sądząc, iż to Igor, podeszłam do laptopa. Niestety, nie on, lecz niejaka Ada Borejko. Któż to w ogóle jet - przemknęło mi przez myśl. Przeczytałam wiadomość:
-Cześć, nazywam się Ada Borejko, jestem z Murzasichle. Piszę, gdyż będziemy chodzić razem do klasy, lista widnieje na stronie szkoły.:) Może spotkamy się na kawie (jeśli oczywiście jesteś w Gdyni).
-Jasne, chętnie! Nie sądziłam, że listy już się pojawiły, pasowałby Ci dzisiejszy wieczór, w pijalni czekolady Wedel na Wierzbowej?
-Idealnie, o osiemnastej?
-Okej, będę czekać, mam na sobie długą spódnicę, a w ręku czerwoną torbę.
Zakończyłam konwersację, złapałam jabłko i wyszłam z domu. Dziś był mój dzień. Moim dniem nazywam przechadzki na zakupy, wizyty u kosmetyczki i fryzjera, czytanie książek w parku. Jednym słowem - relaks.
Wybrałam się do Galerii Bałtyckiej, tam mile spędziłam czas pośród wieszaków z ubraniami i stoisk z kosmetykami. Znalazłam świetne szpilki: malinowe, z małą kokardką tuż pod kostką, za jedyne siedemdziesiąt złotych!
Jako że nie miałam ochoty na przedłużanie swojego zakupowego szaleństwa, już o godzinie siedemnastej stanęłam u drzwi kawiarni Wedel. Poprosiłam o słabą kawę i zajęłam miejsce przy stoliku. Torbę położyłam na krześle tak, by widziała ją Ada. Wyjęłam z niej książkę, ostatnią część sagi Malutka Annie i zapadłam się w lekturze.
- Ekhm, cześć, Magda? - moim oczom ukazała się dosyć wysoka blondynka z artystycznie upiętym kokiem, ślicznych dołeczkach w policzkach i naprawdę głęboką opalenizną.
- Nie sądziłam, że w górach świeci takie słońce! Nie mylisz, się - Magda. - wstałam i podałam jej rękę, po czym zachęciłam gestem, by usiadła.
- Zabawne, nawet nie wiem, od czego zacząć. Jestem, jak już mówiłam, z Murzasichle. Postanowiłam się przepisać do innej szkoły. To liceum jest podobno naprawdę świetne.
- Taa, super się składa, ja również się w tym roku przepisałam, jestem tu już około pół miesiąca. I, uwierz, jesteś tutaj drugą osobą, z którą, jak dotąd, nawiązałam jakikolwiek kontakt.
- Ja wynajmuję mieszkanie od około tygodnia, też nie znam nikogo.
W tej chwili nadszedł deser, który zamówiłyśmy - wyśmienite lody! Resztę tego wieczoru spędziłyśmy również wyśmienicie. Mamy bardzo podobne charaktery, obie kochamy buty! Czuję, że Ada może być świetną koleżanką. Już dziś umówiłyśmy się, iż razem siedzimy w ławce od września.
Gdy wracałam do domu, było już naprawdę ciemno. Wysiadłam z tramwaju, a do pokonania miałam jeszcze tylko krótką uliczkę, której, mimo wszystko, nie lubiłam. Nikt tamtędy nie chadzał, zawsze było głucho i niemiło. Pocieszyłam się faktem, iż za chwilę wejdę pod ciepły prysznic, założę luźny T-shirt i noc spędzę z kochaną poduszką!
Do domu miałam już tylko kilkaset metrów. Nagle do moich uszu dobiegł odgłos szybkich kroków, automatycznie obejrzałam się za siebie. Zobaczyłam biegnącego w moim kierunku mężczyznę, nie minęły dwie sekundy, kiedy ten złapał mnie za gardło, przycisnął do muru i zaczął krzyczeć, bym podała mu numer telefonu, inaczej może być źle! Świr czy morderca? Wydusiłam z siebie sześć cyfr, które wpadły mi do głowy, po czym mocno uderzyłam go kolanem w udo. Ten przewrócił się, a ja szybko pobiegłam przed siebie, wpadłam do klatki schodowej i dopiero wtedy uświadomiłam sobie, co się stało. Weszłam błyskawicznie do domu, trzasnęłam drzwiami, zamknęłam każdy zamek i osunęłam się bezwładnie na podłogę. Cała trzęsłam się, ręce drżały.
Napisałam do Igora sms'a o treści: Błagam Cię, przyjdź. Pojawił się kilka minut później.
- Co się stało, Madziu? - spojrzał na mnie z czułością, a ja ponownie osunęłam się na podłogę, on usiadł obok mnie.
Opowiedziałam Igiemu wszystko, zaś on wtulił swoją rękę w moje włosy i delikatnie masując, szeptał: Już wszystko w porządku, nie martw się, jesteś bezpieczna, jesteś ze mną. Ja natomiast skryłam się w jego silnych ramionach, objęłam go i powoli uspokajałam się. W gruncie rzeczy, choć czasem jestem odważna, potrafię się najzwyczajniej w świecie rozkleić... W końcu jestem tylko dziewczyną i to mężczyźni są po to, by nas - kobiety - chronić.
OD AUTORA
Kolejny rozdział, w końcu akcja nabiera tempa! Naprawdę błaaaaaaagam Was o komentarze. Chciałabym wiedzieć, co trzeba poprawić, co Wam się, moi drodzy czytelnicy, podoba.
Plus, dziś urodziny obchodzi mój ulubiony wokalista pochodzący z zespołu Coldplay - STO LAT CHRIS! :)

sobota, 16 lutego 2013

11 lipca cd.

Tak jak zapowiadałam, około szesnastej byłam w Gdyni. Na dworcu spostrzegłam mężczyznę w dżinsach, japonkach, koszulce i okularach przeciwsłonecznych. Szybko skojarzyłam, iż rano Igi tak wyglądał. Obok niego, również nie najgorzej ubrany, siedział jakiś chłopak (zapewne jego kumpel). Oboje wpatrywali się w ekran telefonu i rozmawiali śmiejąc się. W pewnej chwili Igor podniósł wzrok, powiedział coś do mężczyzny obok i podszedł do mnie.
- Czeeść!
- Hej! Co Ty tutaj robisz?
- Czekam na Ciebie, mówiłaś, że będziesz o szesnastej.
- Ale, ojejku, jesteś wspaniały!
- Hmm, a tamten chłopak, z którym jestem to, hmm... Dobry kolega. Pomyślałem, iż moglibyśmy wybrać się dziś razem na pizzę? W końcu, jak na razie, znasz tutaj tylko mnie.
- Niezły pomysł, nie, super pomysł!
- Chodź, przedstawię Was sobie.
Podeszliśmy do chłopaka. Ten wstał i, zdejmując okulary, wyszczerzył zabawnie zęby.
- To jest Daniel. - rozpoczął Igor.
- Siemka!
- Hej, miło poznać.
- A to Magdalena. - mówiąc to Igor objął mnie delikatnie w pasie.
- Wiem przecież. Tyle o niej gadasz! Cha cha cha.
- Daniel!
Wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Po drodze do domu (tym razem do mojego mieszkania) okazało się, że Daniel również jest coldplayerem. Ustaliliśmy, że razem idziemy we wrześniu na koncert.
Kiedy przekroczyliśmy próg moich drzwi, miałam chęć wskoczyć na kanapę niczym pięciolatka i urządzić sobie z niej trampolinę. Dwa dni mnie tam nie było! Zamiast spełnienia mojej fantazji, weszłam do łazienki, by przebrać się. Mężczyźni jednak nie rozumieją, iż kobieta musi zmienić strój PRZYNAJMNIEJ trzy razy w ciągu dnia... Włożyłam moją ulubioną, dżinsową sukienkę, rozpuściłam włosy i brakowało mi tylko butów. Podczas gdy Daniel wyszedł na zewnątrz, by odebrać telefon, ja poprosiłam Igora, by sięgnął z mojej szafki beżowe pudełko, w którym owe butki były. Jako że on jest wysoki i szafka była wysoko, wolałam się wyręczyć. Nałożyłam cudowne, czerwone baleriny i stanęłam przed lustrem. Wygładziłam sukienkę, poprawiłam włosy, nałożyłam balsam na usta.
- Czy Ty musisz być tak onieśmielająco piękna?
Igor stał za mną, oparty o ścianę tak, iż widziałam go tylko w lustrze. Ręce miał skrzyżowane na piersiach. Gdy tylko to powiedział, oblałam się lekkim rumieńcem i delikatnie uśmiechnęłam. Odwróciłam się w jego stronę i cicho powiedziałam: Dziękuję. On natomiast podszedł do mnie i objął w pasie obiema rękami. Spojrzałam w jego głębokie oczy, złapałam go za rękę i mocno ścisnęłam. On zaś zacytował: Twoja skóra i kości przeobrażają się w coś pięknego....
W tym momencie wszedł Daniel, romantyczny nastrój prysnął... Ale i tak było wspaniale!
Weszliśmy do pizzerii, zapach zachęcał do jedzenia. Wybraliśmy pizzę z podwójnym serem i pieczarkami, Igor i Daniel również piwo, mi wystarczył sok. Kiedy prosiłam o niego kelnera, Daniel zrobił zaskoczoną minę, Igor zaś kiwnął do niego z lekkim uśmiechem głową, tak jakby był dumny ze mnie i z tego, iż nie pije alkoholu!
Po udanej kolacji odprowadziliśmy Daniela do domu i, jako że jesteśmy sąsiadami, ruszyliśmy w tę samą stronę. Nasze ramiona niemal się stykały. Igor cały czas żartował, ja za to śmiałam się wniebogłosy. Podoba mi się w nim to, iż jest tak bardzo naturalny, odpowiedzialny, opiekuńczy... Poza tym jego głos jest genialny, kocham go słuchać...
W pewnym momencie Igi chwycił moją rękę tak, jakby to było zupełnie naturalne i zrozumiałe. Gdy zawędrowaliśmy na nasze osiedle (choć było już dosyć późno i ciemno), usiedliśmy na ławce i gawędziliśmy jak starzy znajomi. Opowiadałam mu o moim dzieciństwie, znajomych ze starej szkoły. O tym co kocham, czyli o tańcu i wnętrzach. On przejęcie relacjonował o planach na przyszłość. Czułam się wspaniale.
Kiedy tematy do rozmów wyczerpały się, Igor wstał, złapał mnie za rękę i zaprowadził na małą polankę znajdującą się nieopodal osiedla. Rozłożyliśmy się na trawie i leżąc w blasku księżyca, rozmawialiśmy o gwiazdach. Lecz nie w sposób zwykły, prosty. Okazało się, iż oboje lubimy astronomię!
OD AUTORA
Do tej pory pisałam w pewnym sensie anonimowo, teraz ujawniam się. To już mój ósmy rozdział, na razie Magdalena i Igor zapoznają się, lecz ja mam już plany na ich przyszłość :) Akcja będzie się powoli rozkręcać.
Ja również mam na imię Magdalena i niektóre rzeczy są zapożyczone z mojego życia, jednak i tak większość to fikcja. Chyba każdy autor w pewien sposób łączy się z głównym bohaterem.
Jeśli cokolwiek tutaj przeczytałeś, proszę o komentarz, również jakiekolwiek uwagi. Staram się pisać czysto, zrozumiale, chciałabym rozkręcić bloga. Dodawajcie mnie do obserwowanych! :)
Pozdrawiam,
Mlle Madeleine