''Magdalena ma siedemnaście lat. Pasjonuje się tańcem, rysunkiem i muzyką (choć nie znosi śpiewać). Lubi bawić się wnętrzami i modą. Tak, to ona - ciemnowłosa niebieskooka.''
M.

wtorek, 19 marca 2013

Czeeść ^^
Piszę, by przeprosić, iż jeszcze nie ma nowego rozdziału, jest on jak na razie w ''obróbce''.
Mam w tym tygodniu naprawdę sporo rzeczy na głowie, nie jestem w stanie pisać. Przewiduję, że nową część dodam być może za około dwa tygodnie. Musicie mi to wybaczyć...
Pozdraiwam,
Mlle Madeleine ♥

sobota, 9 marca 2013

19 lipca

Zaspana, z kubkiem zbożówki w ręku, wyszłam w kapciach przed drzwi, by zabrać z wycieraczki prasę. Wróciwszy do kuchni, rzuciłam gazetę w kąt i zabrałam się za robienie śniadania. Od mniej więcej sześciu lat dzień w dzień o siódmej rano jem bułki maślane z truskawkowym bądź też jagodowym dżemem. To moje prywatne, nieco dziwne, przyzwyczajenie.
Usiadłam do stołu i upijając kolejny łyk zbożówki, przewinęłam stronę gazety. Znalazłam ciekawy felieton Manueli Gretkowskiej. Kończąc moją lekturę, skierowałam rękę w stronę talerza, jednak nie wyczułam tam ani jednego okruszka czegokolwiek, westchnęłam więc ze smutkiem i już miałam wstawać z krzesła. Zobaczyłam jednak, iż między ostatnią a przedostatnią kartkę gazety wsunięty jest skrawek papieru w kratę. Wyjęłam go i przeczytałam:
Dwa dni temu Ci się udało, zobaczymy, jak będzie dalej, MADZIU. Wiesz, gdyby nie to, że mi się podobasz, to może bym sobie odpuścił.
Pamiętaj, że wiem, gdzie mieszkasz. Nie mów o tym policji, bo będzie źle... Wiem też, gdzie mieszka Twój DOBRY znajomy. Miłego dnia, X
Wiadomość była zlepkiem liter wyciętych z gazet. Jednak nie to przykuwało aktualnie moją uwagę, lecz sama treść. Nie wiedziałam, co mam robić. Podbiegłam do wszystkich okien i opuściłam żaluzje, drzwi zamknęłam na klucz.
Zabrałam kartkę i uciekłam do sypialni, zatrzasnęłam drzwi tak, jakbym bała się, że ten psychopata może kryć się gdzieś za firanką. Po raz kolejny zadzwoniłam do Igora. W porządku jest, kiedy mężczyzna zamienia się w księcia z bajki i ratuje Cię z opresji, lecz... bez przesady, nie codziennie!
Około dziesięć minut później przyszedł Igor. Kiedy wszystko mu wyjaśniłam, zauważyłam w jego oczach strach. Choć, jak każdy mężczyzna, zgrywał przede mną chojraka, to czułam, że martwi się zarówno o mnie, jak i o siebie. Po dłuższej chwili milczenia rozpoczął:
- Okej, co wiemy?
- Myślę, że ten ktoś to mężczyzna, po co miałby kłamać? A poza tym napisał, że... Ugh... Podobam mu się...
- Palant... Więc to ten mężczyzna, który zaatakował Cię dwa dni temu?
- No tak, zapewne...
- Pamiętasz coś, na przykład jak wyglądał, ubranie, blizny, włosy?
- No co Ty, cały był ubrany na czarno, na rękach miał rękawiczki, a na głowie czarną pończochę... Jak bandzior...
- Hm... Musisz to zgłosić na policję, nie mamy wyjścia...
- No co Ty, martwię się o Ciebie, sam wiesz, co napisał (lub raczej wykleił) na kartce...
- A ja się martwię o Ciebie! Mi nic nie będzie, ćwiczyłem kiedyś karate, coś chyba jeszcze pamiętam.
- O nie! Ty i karate?! - mimo tej poważnej sytuacji zaczęłam się śmiać, a jednocześnie byłam pełna szacunku dla Igiego. - Naucz mnie czegoś!
- Madziu, ja naprawdę się martwię... To jest jakiś psychopata!
Siedzieliśmy naprzeciwko siebie, na moim łóżku. Ujął moje dłonie w swoje ręce i mocno ścisnął. Zmarszczył brwi i spojrzał poważnie. Spotkanie Ciebie to jedna z najlepszych rzeczy, jaka mi się ostatnio przydarzyła - usłyszałam. Nie powiedziałam nic, lecz tylko przysunęłam się do niego i ułożyłam głowę na jego kolanach.
- Poczekajmy jeszcze kilka dni z wzywaniem policji. - powiedziałam cicho.
- Ech, ale wiedz, że jestem temu przeciwny...
- Ale pamiętasz, obiecałam rodzicom, że będę tutaj, w Gdyni, rozważna. Nie mogę im sprawić kłopotu...
Poprosiłam, byśmy resztę dnia spędzili tu, w moim domu. Igor robił wszystko, bym tylko zapomniała o napadzie, o kartce. Nawet mu się to udawało. Nie sądziłam, iż tak świetnie można bawić się, trenując karate. Kiedy już zrozumiałam podstawy, przeszliśmy do tak zwanego geri czyli kopnięć z kursu kihon. Choć patrząc na Igiego wydawało się to nieco trudne, to gdy sama spróbowałam wykonać ten krok, poszło mi całkiem nieźle. W nauce karate bardzo ważne jest powtarzanie. Kiedy wykonujesz jeden ruch kilkadziesiąt razy, to twój mózg go zapamiętuje, zaś mięśnie prawidłowo układają się. Tak więc staliśmy oboje na środku salonu. Ja co chwilę atakowałam chłopaka, on zaś skutecznie się bronił, lecz w pewnym momencie okazałam się lepsza. Zwaliłam Igora z nóg - dosłownie! Padł na podłogę, ja zaś przestraszona złapałam go za rękę i zaczęłam krzyczeć:
- Hej, wszystko w porządku, przepraszam Cię... - zero reakcji.
- Ej, słyszysz mnie? - nic nie odpowiedział.
- Igor, noo!
- W porządku wszystko, w porządku.
Mężczyzna zaczął się śmiać, ja razem z nim, runęłam na podłogę. To teraz Ci się odwdzięczę - krzyknął i zaczął mnie łaskotać. Ja śmiałam się i błagałam go jednocześnie, by przestał - bez skutku. Po kilku minutach oboje padliśmy na podłogę zmęczeni do cna.
- Nie... Mam... Siły... - mówiłam, głęboko oddychając. - Brzuch... mnie... boli...
- Ach, daj spokój, to tylko łaskotki.
W pewnym momencie podniosłam się, podkuliłam nogi i zaczęłam obserwować Igora. Leżał z zamkniętymi oczyma i głęboko oddychał, czoło miał lekko zroszone potem. W pewnym momencie otworzył jedną powiekę i powiedział:
- Co Ty robisz?
- A nic, nic. Tak sobie patrzę...
- Na co patrzysz?
- A na Ciebie. - uśmiechnęłam się delikatnie.
- To patrz sobie, patrz... - zamknął ponownie oczy, oboje byliśmy niezwykle zmęczeni.
Wahałam się chwilę, co zrobić. Oparłam głowę na klatce piersiowej mężczyzny, czułam jego głęboki oddech: góra, dół, góra, dół. Głowę miałam zwróconą ku niemu, otworzył oczy, uśmiechnął się i pogładził mnie po policzku. Ja w tym czasie uważnie go obserwowałam. Na jego twarzy pojawił się delikatny zarost, och, jak pięknie wyglądał tenże zarost! Poza tym Igor miał mocno zarysowane i grube, ciemne brwi. Jego delikatne opalone bicepsy były lekko napięte. Nachyliłam się nad jego głową i szepnęłam do ucha:
- Wstawaj śpiochu!
- Już, już. Wyobraź sobie, pewna pani była tak miła, że uderzyła mnie w łydkę. I to nieźle!
- Och, cóż za nieszczęście. Mnie jakiś pan prawie załaskotał na śmierć.
- Ach, jak on mógł?!
- Dokładnie, i jak ona mogła...
Była godzina siedemnasta. Oboje wstaliśmy leniwie. Igor wyskoczył do sklepiku spożywczego na dole, ja wolałam zostać w domu. Postanowiłam wziąć szybki prysznic i odświeżyć się. Oblałam się chłodną wodą, szybko wysuszyłam i wciągnęłam ubranie: dżinsowe szorty i luźny, żółty T-shirt. Upięłam włosy w koka tak, by uzyskać maksymalną swobodę. Nakładałam właśnie balsam na nogi, gdy zadzwonił dzwonek i zza drzwi usłyszałam głos Igora, pobiegłam otworzyć.
- Co masz?
- Kupiłem Lay's?
- Hmm, zielona cebulka?
- Oczywiście, tak jak lubisz. No i Heineken'a dla siebie. Ach, i dla Ciebie sok Fortuna. - mówiąc to, machnął mi przed oczyma butelką z pomarańczowym płynem w środku.
- Świetnie, chyba zasłużyłeś na to, bym Cię wpuściła. - mrugnęłam do niego okiem.
- No mam nadzieję. Och, przebrałaś się. Jak Ty to robisz, pięć minut mnie nie ma, a Ty wyglądasz inaczej i do tego doskonale.
- Kobiety, kobiety... - zaśmiałam się.
Resztę wieczoru spędziliśmy, oglądając mecz siatkówki. Już nie pamiętam, kto z kim grał i kto wygrał. Liczyła się obecność kogoś innego - Igora. Około dwudziestej drugiej pożegnaliśmy się. Igor ostrzegł, bym włączyła telefon. Zjawi się na każde wezwanie. Lecz tej nocy nie było już żadnych kłopotów.
OD AUTORA
Mam kolejny rozdział! Dzięki, dzięki wielkie za te pięć komentarzy do poprzedniego posta i za 400 wejść ♥. Tak, wiem, cieszę się z małych, śmiesznych rzeczy. No ale... super się czyta Wasze pozytywne komentarze ;). Postanowiłam, że kolejny post dodam, kiedy będzie... minimalnie 6 komentarzy. Czytasz to właśnie? Skomentuj!
Pozdrawiam, Wasza Mlle Madeleine ^^

sobota, 2 marca 2013

17 lipca

Choć było już grubo po godzinie jedenastej, ja nadal nie wychodziłam z sypialni. Pogoda nie była najwspanialsza, toteż ułożyłam się wygodnie na łóżku i zdawałam relacje z ostatnich dni. Zawsze pisząc pamiętnik, odpoczywałam od szarej codzienności. Tyle rzeczy wpłynęło na historię mojego życia, jeszcze w czerwcu wszystko było zupełnie inne. Zacznijmy od tego, że poznałam Igora. Miewałam w swoim życiu ulotne zauroczenia, niespełnione miłości, lecz więź, która łączy mnie z Igim to coś zupełnie innego. Gdy on jest obok mnie, czuję się bezpiecznie niczym małe dziecko czuje spokój w objęciach matki. I, co najważniejsze, ja po prostu wiem, iż on mnie kocha. Jest cztery lata starszy, ale uważam, że to pozytywna cecha. Podobno mężczyźni dojrzewają później niż kobiety. To chyba prawda, gdyż mimo tylu lat różnicy nasze charaktery są niesamowicie podobne. Bo mówią, że istnieją bratnie dusze... I ja doświadczam czegoś podobnego, Igor jak na razie to mój bliski przyjaciel. Choć oboje domyślamy się, co czuje druga strona, jest jeszcze za wcześnie na wypowiadanie pochopnych słów, mówienie kocham.
Około godziny czternastej wstałam z łóżka i przeciągając się niczym leniwy kot, poszłam do łazienki, by (jak to mówią) ogarnąć się. Związałam włosy w luźny kucyk. Wciągnęłam na siebie długą, różnokolorową spódnicę, białą podkoszulkę i kremową wiatrówkę. Do tego wsunęłam na nogi rudawe kowbojki. Szyku dopełniała wielka, czerwona torba na ramię.
Miałam właśnie wychodzić z domu, kiedy usłyszałam dźwięk charakterystyczny dla facebookowych powiadomień. Sądząc, iż to Igor, podeszłam do laptopa. Niestety, nie on, lecz niejaka Ada Borejko. Któż to w ogóle jet - przemknęło mi przez myśl. Przeczytałam wiadomość:
-Cześć, nazywam się Ada Borejko, jestem z Murzasichle. Piszę, gdyż będziemy chodzić razem do klasy, lista widnieje na stronie szkoły.:) Może spotkamy się na kawie (jeśli oczywiście jesteś w Gdyni).
-Jasne, chętnie! Nie sądziłam, że listy już się pojawiły, pasowałby Ci dzisiejszy wieczór, w pijalni czekolady Wedel na Wierzbowej?
-Idealnie, o osiemnastej?
-Okej, będę czekać, mam na sobie długą spódnicę, a w ręku czerwoną torbę.
Zakończyłam konwersację, złapałam jabłko i wyszłam z domu. Dziś był mój dzień. Moim dniem nazywam przechadzki na zakupy, wizyty u kosmetyczki i fryzjera, czytanie książek w parku. Jednym słowem - relaks.
Wybrałam się do Galerii Bałtyckiej, tam mile spędziłam czas pośród wieszaków z ubraniami i stoisk z kosmetykami. Znalazłam świetne szpilki: malinowe, z małą kokardką tuż pod kostką, za jedyne siedemdziesiąt złotych!
Jako że nie miałam ochoty na przedłużanie swojego zakupowego szaleństwa, już o godzinie siedemnastej stanęłam u drzwi kawiarni Wedel. Poprosiłam o słabą kawę i zajęłam miejsce przy stoliku. Torbę położyłam na krześle tak, by widziała ją Ada. Wyjęłam z niej książkę, ostatnią część sagi Malutka Annie i zapadłam się w lekturze.
- Ekhm, cześć, Magda? - moim oczom ukazała się dosyć wysoka blondynka z artystycznie upiętym kokiem, ślicznych dołeczkach w policzkach i naprawdę głęboką opalenizną.
- Nie sądziłam, że w górach świeci takie słońce! Nie mylisz, się - Magda. - wstałam i podałam jej rękę, po czym zachęciłam gestem, by usiadła.
- Zabawne, nawet nie wiem, od czego zacząć. Jestem, jak już mówiłam, z Murzasichle. Postanowiłam się przepisać do innej szkoły. To liceum jest podobno naprawdę świetne.
- Taa, super się składa, ja również się w tym roku przepisałam, jestem tu już około pół miesiąca. I, uwierz, jesteś tutaj drugą osobą, z którą, jak dotąd, nawiązałam jakikolwiek kontakt.
- Ja wynajmuję mieszkanie od około tygodnia, też nie znam nikogo.
W tej chwili nadszedł deser, który zamówiłyśmy - wyśmienite lody! Resztę tego wieczoru spędziłyśmy również wyśmienicie. Mamy bardzo podobne charaktery, obie kochamy buty! Czuję, że Ada może być świetną koleżanką. Już dziś umówiłyśmy się, iż razem siedzimy w ławce od września.
Gdy wracałam do domu, było już naprawdę ciemno. Wysiadłam z tramwaju, a do pokonania miałam jeszcze tylko krótką uliczkę, której, mimo wszystko, nie lubiłam. Nikt tamtędy nie chadzał, zawsze było głucho i niemiło. Pocieszyłam się faktem, iż za chwilę wejdę pod ciepły prysznic, założę luźny T-shirt i noc spędzę z kochaną poduszką!
Do domu miałam już tylko kilkaset metrów. Nagle do moich uszu dobiegł odgłos szybkich kroków, automatycznie obejrzałam się za siebie. Zobaczyłam biegnącego w moim kierunku mężczyznę, nie minęły dwie sekundy, kiedy ten złapał mnie za gardło, przycisnął do muru i zaczął krzyczeć, bym podała mu numer telefonu, inaczej może być źle! Świr czy morderca? Wydusiłam z siebie sześć cyfr, które wpadły mi do głowy, po czym mocno uderzyłam go kolanem w udo. Ten przewrócił się, a ja szybko pobiegłam przed siebie, wpadłam do klatki schodowej i dopiero wtedy uświadomiłam sobie, co się stało. Weszłam błyskawicznie do domu, trzasnęłam drzwiami, zamknęłam każdy zamek i osunęłam się bezwładnie na podłogę. Cała trzęsłam się, ręce drżały.
Napisałam do Igora sms'a o treści: Błagam Cię, przyjdź. Pojawił się kilka minut później.
- Co się stało, Madziu? - spojrzał na mnie z czułością, a ja ponownie osunęłam się na podłogę, on usiadł obok mnie.
Opowiedziałam Igiemu wszystko, zaś on wtulił swoją rękę w moje włosy i delikatnie masując, szeptał: Już wszystko w porządku, nie martw się, jesteś bezpieczna, jesteś ze mną. Ja natomiast skryłam się w jego silnych ramionach, objęłam go i powoli uspokajałam się. W gruncie rzeczy, choć czasem jestem odważna, potrafię się najzwyczajniej w świecie rozkleić... W końcu jestem tylko dziewczyną i to mężczyźni są po to, by nas - kobiety - chronić.
OD AUTORA
Kolejny rozdział, w końcu akcja nabiera tempa! Naprawdę błaaaaaaagam Was o komentarze. Chciałabym wiedzieć, co trzeba poprawić, co Wam się, moi drodzy czytelnicy, podoba.
Plus, dziś urodziny obchodzi mój ulubiony wokalista pochodzący z zespołu Coldplay - STO LAT CHRIS! :)