''Magdalena ma siedemnaście lat. Pasjonuje się tańcem, rysunkiem i muzyką (choć nie znosi śpiewać). Lubi bawić się wnętrzami i modą. Tak, to ona - ciemnowłosa niebieskooka.''
M.

czwartek, 2 maja 2013

23 lipca

Bladoniebieskie ściany, jasne drewno na podłodze i duże, naprawdę ogromne okno z widokiem na centrum miasta. Koło okna zaś łóżko: wielkie, pełne różnobarwnych i różnokształtnych poduszek, z czarnym, metalowym, zdobionym zagłówkiem - takie lubię najbardziej. Na parapecie wazonik z goździkami kupionymi poprzedniego dnia na stoisku należącym do miłego, starszego pana. Naprzeciwko niego szafa - wysoka, bukowa, z trzema szufladami i jedną, ogromną półką. Wyciągnęłam z niej luźne spodenki i podkoszulek. Zszedłszy do salonu, włączyłam delikatną, relaksującą muzykę i rozpoczęłam, jak każdego dnia od dwóch lat, rozciąganie się. Nigdy o tym nie wspominałam, jednakże taniec to jedna z moich pasji. I choć nie sądzę, by zapewniła mi ona w przyszłości utrzymanie, to mam zamiar ją rozwijać. Od września zapisuję się do szkoły tanecznej - to już postanowione!
Po dwudziestu skłonach, siedmiu agrafkach i masie różnych innych ćwiczeń rozpoczęłam trening właściwy. Zazwyczaj inspiruję się układami znalezionymi w Internecie, jednakże równie często sama je komponuję. Czasem sam taniec wychodzi mi nieźle, szczególnie, kiedy (jak to ludzie mówią) czuję muzykę.
Powtarzając sobie w myślach: szpagat, skłon, skok, piruet, przeciąganie, wykonywałam rzetelnie wszystkie punkty, robiąc co kilka minut przerwę na pięć głębokich wdechów i łyk wody. Kończąc ósmą sesję powtórzeń i tym samym kończąc dzisiejszy trening, padłam na kanapę zmęczona i sięgnęłam po komórkę, by napisać do Ady, jak czuje się po wczorajszym wieczorze. W oczekiwaniu na odpowiedź, udałam się do kuchni po kubek jogurtu morelowego i zasiadłam do laptopa, by sprawdzić pocztę. Komunikat dwie nowe wiadomości zbytnio mnie nie zdziwił, jednakże gdy przeczytałam treść jednej z nich, osłupiałam. Oto ona:
Znalazłem na klatce wisior. Zdaje mi się, że jest Twój. Na tylnej stronie jest wygrawerowane Twoje imię, Madziu. Jeśli chcesz go odzyskać, przyjdź na ulicę Żółkiewskiego o szesnastej, tam, gdzie ostatnio Cię spotkałem, SAMA. Nie zrobię Ci nic złego.
Z wrażenia osunęłam się na krzesło, po kilku sekundach pobiegłam do sypialni i przeszukałam dokładnie całą torbę, następnie szkatułkę, a na koniec komodę. Wisiora rzeczywiście nie było. Musiałam go odzyskać, dostałam go od rodziców, gdy miałam czternaście lat. Czuję zatem do niego ogromny sentyment. Ponownie opadłam bez sił, tym razem na łóżko. Ten typ owinął mnie sobie wokół palca. Nie dam się, a co najważniejsze, wyjaśnię całe to bagno, w które się wplątałam... Jak to ostatnio zwykłam robić, wybrałam numer Igora i poprosiłam, by przyszedł.
- Cześć, Igor. - mówiąc to, podeszłam i wtuliłam się w jego ramię. Ostatnimi czasy było to jedno z niewielu miejsc, gdzie czułam się tak bezpiecznie.
- Dzień dobry, Mała. - lubi tak o mnie mówić, zapewne ze względu na to, iż moja głowa znajduje się na wysokości jego ramion. - Po co mnie tutaj ściągasz? - spytał żartobliwie, jednocześnie muskając ręką moje włosy.
Nic nie mówiąc, podałam mu telefon i poprosiłam, by czytał. Nie był zdziwiony, sprawiał wrażenie zdecydowanego i odważnego. Pomyślał chwilę, po czym powiedział:
- Mam plan. Oczywiście pójdziesz tam, ale ja będę z Tobą. Niedaleko tego miejsca jest świetna kryjówka - mur, a koło niego wielki billboard. Jeśli ten typ będzie chciał Ci coś zrobić, po prostu ja z nim porozmawiam... Ty za to musisz wyglądać na wyluzowaną, nie może zobaczyć, że się go boisz, okej?
- Okej, okej... Ale... Boję się... To nie ja tu jestem mistrzem karate!
- No jak to nie? Już nie pamiętasz, przez kogo ostatnio wylądowałem na ziemi?
Zaśmiałam się tylko, mając w pamięci scenę, w której Igor pada na podłogę, nie wiedząc, co się dzieje. Położyłam głowę na kolanach mężczyzny i zamknęłam oczy. Poczułam dłoń na moim policzku i od razu uspokoiłam się.
Zbliżała się godzina szesnasta. Stałam na ulicy Żółkiewskiego oparta o ściankę biegnącego nad nią mostu. Spoglądałam niepewnie to na mur i wielki billboard reklamujący pastę do zębów, to na drugą stronę ulicy, skąd, jak sądziłam, miał nadejść nieznajomy. Ręce dygotały mi niczym galareta, oddech był ciężki i nierówny, serce biło jak szalone, prawa noga drżała. Były dwie minuty po szesnastej, gdy do miejsca, w którym stałam zaczął zbliżać się mężczyzna w czarnej bluzie z kapturem, dżinsach i ciemnych tenisówkach. Na głowę naciągniętą miał ciemną podkolanówkę, co było nawet zabawne. Obserwowałam go uważnie, on zaś położył na drodze wisior, po czym ze spuszczoną głową zaczął się do mnie zbliżać. Czego chcesz? - krzyknęłam i to był błąd. Rozdrażniłam go zapewne tymi słowami, bo zaczął zbliżać się coraz szybciej. Przełykałam nerwowo ślinę, spoglądając na billboard. Krzewy obok niego poruszyły się i wybiegł z nich Igor. Mężczyzna z podkolanówką na głowie zaczął uciekać, jednak to mój książę okazał się szybszy. Jednym ruchem powalił go na ziemię i obezwładnił, do mnie zaś krzyknął, bym dzwoniła na policję.
- Nie, nie! Błagam! - zaczął typ.
- Bo co? - mówiąc to, Igor ściągnął mu z głowy tę skarpetkę i zobaczyliśmy coś nieprawdopodobnego. - Daniel?! Ale co ty tu...? Co ty odwalasz? Dzwoń... - zwrócił się do mnie jeszcze raz Igor.
Damiana zabrała policja, my również musieliśmy jechać, by zeznawać jako świadkowie. Czekaliśmy na korytarzu na naszą kolej. Byłam cała rozdygotana, kiedy powracała do mnie myśl, że nieświadomie pocałowałam tego bandziora, ugh, Daniela, wybuchałam płaczem. Czułam się okropnie, jednakże Igor również był w trudnej sytuacji. Daniel był jego przyjacielem od liceum, wspólna ławka w szkole, wspólne wypady w góry, wspólna gra w koszykówkę na boisku, wszystko wspólne...
- To chore, jak on mógł zrobić nam takie świństwo... Mi i Tobie... - mówił Igor, tępo patrząc w ścianę. - On zawsze był w porządku, zachowywał się fair. Co mu przyszło do głowy, żeby Cię zastraszać... - mężczyzna napinał wszystkie mięśnie, zaciskając jednocześnie zęby.
- Spokojnie, pogadamy z nim szczerze i wszystkiego się dowiemy... - głaskałam jego rękę powoli, bowiem tym razem to ja musiałam stanąć na wysokości zadania i pocieszyć go.
- Przepraszam, ale... Ja po prostu nie wierzę.
W tym momencie zza dużych, szarych drzwi wyjrzał jakiś młodszy, chuderlawy policjant. Wstaliśmy i niewiele myśląc, złapaliśmy się za ręce, po czym ruszyliśmy do sali przesłuchań. Opowiedziałam wszystko, każdy szczegół, pokazałam również sms'y; Igor, choć z pewnością ciężko mu było donosić na przyjaciela, zeznał wszystko, co wiedział. Spytałam na koniec, czy moglibyśmy porozmawiać z oskarżonym. Jako że odpowiedź była pozytywna, pod nadzorem wcześniej wspomnianego chuderlawego policjancika udaliśmy się do czegoś w rodzaju celi (choć cela to nie była).
- Czemu to zrobiłeś? - rzucił oschle Igor, lecz Daniel milczał.
- Powiedz! - mówiłam cicho, lecz stanowczo.
- Podobasz mi się! Nie rozumiesz? Zakochałem się! - krzyknął Daniel, nie podnosząc wzroku.
- Co ty w ogóle mówisz?! To, co zrobiłeś, było chore... Nie dość, że skrzywdziłeś niewinną dziewczynę, to jeszcze straciłeś moje zaufanie, stary! Zawiodłeś mnie, wszystko razem, wspólnie... A teraz... Teraz wyrządziłeś nam takie świństwo. Nie masz pojęcia, co zrobiłeś. Madzia bała się wychodzić z domu, przez ciebie...
- Stalking, słyszałeś kiedyś ten termin? - rzuciłam krótko, lecz Daniel nadal milczał. - A co z Adą?
- Przykrywka, byłą mi potrzebna tylko po to, byście się nie domyślili...
- Nawet nie masz pojęcia, ile osób zraniłeś! Przepraszam Igor, ale muszę wyjść. - wróciłam na korytarz, trzaskając drzwiami.
Igor pojawił się po kilkunastu minutach. Objął mnie ramieniem i pocałował w czoło. Zaczął mnie uspokajać, powiedział, iż Daniel zniknie z naszego życia, obiecał wyprowadzić się z Trójmiasta. Pierwszy raz od kilku dni poczułam wewnętrzny spokój. I znów żyję nadzieją, że wszystko będzie w porządku.
OD AUTORA
Cześć kochani! Daaawno mnie tu nie było, przepraszam...
Jesteście zdziwieni zakończeniem? Piszcie wszystko, liczę na Was! :)
I liczę na Wasze komentarze. Jeśli pojawi się ich tutaj siedem, postaram się dodać nowy rozdział z zupełnie nowymi i świeżymi przygodami!
Pozdrawiam.
Mlle Madeleine