''Magdalena ma siedemnaście lat. Pasjonuje się tańcem, rysunkiem i muzyką (choć nie znosi śpiewać). Lubi bawić się wnętrzami i modą. Tak, to ona - ciemnowłosa niebieskooka.''
M.

piątek, 20 lipca 2012

28 czerwca

Zabrałam jabłko i pobiegłam do szkoły. Głowa pulsowała, serce dudniło - niemiły stan. Słowo daję, nie wypiłam na wczorajszym ognisku ani mililitra alkoholu, ja po prostu nie piję.
Spojrzałam na zegarek. Kurczę, za trzy minutki wybije ósma godzina. Nałożyłam na uszy moje ukochane, bialutkie jak śnieg słuchawki i pognałam do szkoły. Pani Lewandowska nie lubiła spóźnień (nawet, jeśli był to ostatni oficjalny dzień szkoły).
Duma mnie rozpierała. O godzinie ósmej jeden byłam w klasie, zajęłam miejsce w trzeciej ławce od końca i dyskretnie wyjęłam z torby jabłko, zanim mój brzuch zaczął sygnalizować mi, że odczuwa głód. Nie zdążyłam zjeść śniadania, tej nocy zasnęłam o trzeciej godzinie ze względu na pożegnalne ognisko urządzone przez moją klasę. Kochani są!
Ach tak - pożegnalne. Zapomniałam wspomnieć, iż jutro kończę pierwszą klasę liceum i wyjeżdżam do nowego miasta. Czekają mnie miłe wakacje. Od tej pory wprowadzam w życie plan usamodzielnienia się. Już na początku tamtego roku zawarłam z rodzicami pewien układ. Jeśli dam z siebie wszystko w sprawie nauki i wykażę się odpowiedzialnością, mogę wyjechać do wymarzonego liceum w Gdyni. Znajduje się ono na drugim miejscu w rankingu najlepszych szkół w Polsce! A poza tym, czyż to nadmorskie miasto nie jest piękne? Mniejsza z tym, spełniłam wszystkie warunki rodziców i jestem gotowa na nowy, mniej lub bardziej spektakularny rozdział w moim życiu. Oczywiście, będę tęsknić za rodziną - jestem z nią mocno związana. Na pewno zabraknie mi w Gdyni szarlotki mamy czy partyjki w warcaby z tatą. Cóż, kości zostały rzucone. Muszę podołać nowemu wyzwaniu.
Może skończę z sentymentami? Tak więc, ostatni kęs jabłka przełknęłam dokładnie o ósmej trzydzieści cztery - sytuacja opanowana.
Zadzwonił dzwonek, wyszłam z klasy i... Może nie będę opisywać kolejnych godzin edukacji? Jak to w szkole, posiedziałam trochę w ławce i o dwunastej trzydzieści pięć wyszłam. Wstąpiłam po drodze do Tesco, kupiłam parę drobiazgów, gazety do poczytania w czasie podróży i wróciłam do domu. Zjadłam w pośpiechu pomidorówkę i poszłam spakować to i owo. Szarpały mną różne emocje, myślę, że pozytywne. Włączyłam muzykę - z głośników słychać było, jakże miłe dla ucha, słowa piosenki Strawberry swing. Czy wspominałam, że kocham zespół Coldplay?! Nie. Tak więc, kocham zespół Coldplay!
Pod koniec dnia, odświeżona, z nowym kolorem lakieru na paznokciach, z warkoczykami oplatającymi tu i ówdzie moją głowę, wybrałam strój na jutrzejszą akademię: prosta, czarna sukienka przed kolano, biały sweterek i niezwykle wygodne czarne koturny kupione w zeszłym roku na wyprzedaży za jedyne siedemdziesiąt dziewięć złotych i dziewięćdziesiąt dziewięć groszy. Nie lubię się wyróżniać, sądzę też, że chwilami jestem nieco staroświecka.
Przeczytałam kilka stron nowo kupionej powieści romantycznej i z książką nad nosem zasnęłam. Tak przynajmniej rankiem twierdziła rozbawiona mama.