''Magdalena ma siedemnaście lat. Pasjonuje się tańcem, rysunkiem i muzyką (choć nie znosi śpiewać). Lubi bawić się wnętrzami i modą. Tak, to ona - ciemnowłosa niebieskooka.''
M.

sobota, 16 lutego 2013

11 lipca

Podniosłam głowę, półprzytomnym wzrokiem oceniłam wnętrze i stwierdziłam, iż to nie moje mieszkanie. Byłam jednak na tyle rozespana, że rzuciłam głowę na poduszkę ponownie i naciągnęłam na siebie koc. Momencik. To nie jest MOJE mieszkanie! Wyskoczyłam z łóżka niczym oparzona i w tej chwili krew zaczęła mi napływać do mózgu. Byłam u Igora, błyskawicznie spojrzałam na zegarek, piąta dwadzieścia pięć. Odetchnęłam z ulgą...
W tym momencie wpadł do sypialni Igor.
- Wszystko okej? Myślałem, że coś się stało, huk mnie obudził...
- Yhm, okej, to znaczy, miałam szybką pobudkę. - roześmiałam się, a on odwzajemnił to uśmiechem.
- Więc wstałaś dopiero? Bo ja, widzisz, właśnie teraz.
- Zasadniczo, tak. Ale zdążę na autobus. Na pewno.
- Przepraszam Cię strasznie, ale nie dam rady zawieźć Cię do rodziców. Mam trochę zajęcia, wiesz, od września będę również pracował -
jeśli mnie przyjmą. Muszę się przygotować do rozmowy kwalifikacyjnej...
- Och, cóż to za praca?
- Nie będę na razie wspominać. A co jeśli jej nie dostanę, wstydu sobie przed Tobą narobię! Cha cha cha.
- Ach, co do moich rodziców. Nie miej wyrzutów sumienia, nawet nie pomyślałam, iż miałabym wykorzystywać tak uroczego chłopca. -
zaśmiałam się. - A teraz wybacz, lecz muszę się ubrać. - na pożegnanie potargałam jego czuprynkę, istną burzę czarnych, długich pasem.
Umyta, ubrana i wyczesana weszłam do kuchni, Igor układał swoją fryzurę przy lustrze. Słysząc moje kroki, gwałtownie oderwał wzrok od lustra i przeniósł go na mnie.
- No no no, wyglądasz olśniewająco!
- Och, daj spokój! Nie można wyglądać olśniewająco bez makijażu, w ubraniu, które nosisz trzeci dzień z rzędu i w dodatku o szóstej
rano! - celnie zripostowałam.
- Uwierz, kobiety bez mężczyzn zginęłyby, naprawdę trzeba je dowartościowywać?
Tak droczyliśmy się przez kolejne kilka minut. A później (tradycyjnie już) zjadłam śniadanie przygotowane przez Igora. Po pozmywaniu naczyń oboje założyliśmy buty i wybraliśmy się do samochodu.
- Mhmm, będę około szesnastej, myślę, że dziś to Ty dasz się zaprosić na obiad, hmm?
- Pomyślę, jesteśmy w kontakcie, masz mój numer. Napisz jak dojedziesz, w porządku?
- Och, dokładnie jak moja mama! Napisz jak dojedziesz, powiedz, jak będziesz na miejscu, cha cha.
Pożegnaliśmy się, po czym wsiadłam do autobusu i... żegnaj Bałtyku, przynajmniej na kilka godzin.
Po udanej podróży, którą praktycznie przespałam ze słuchawkami w uszach i moim ukochanym Coldplay, wyskoczyłam z autobusu rześka i radosna. Rozejrzałam się: po lewej stronie stacji mały sklepik U Róży, naprzeciwko dawna szkoła. Ruszyłam w kierunku mojego domu. Miałam nadzieję, iż rodzice, tak jak obiecali, będą już na miejscu. Otworzyłam furtkę i moim oczom ukazała się Majka - nasz piesek, lub raczej ważący sześćdziesiąt kilogramów kolos! Mimo to, lubię ją - jest przeurocza, a poza tym (jak na psa) bardzo mądra. Przeszłam przez ogród i stanęłam w progu, zapukałam. Drzwi otworzyła mama.
- Madziuś?! Co Ty tutaj robisz kochanie?
Ja bez słowa weszłam do domu. Powstrzymując śmiech, podeszłam do półki w przedpokoju, sięgnęłam po klucze i wybuchając już pomachałam nimi mamie przed twarzą. Jej mina była bezcenna.
- Ale... Jak to? To są Twoje klucze! Gdzie Ty byłaś przez te dwa dni? Ojejku!
- Spokojnie, już Ci wszystko tłumaczę. Włączyliście z tatą telefony?
- No... Jeszcze nie, dopiero przyjechaliśmy. - w tym momencie mama rzuciła okiem na torby podróżne.
- A było tak, że ja spokojnie wsiadłam do autobusu, Wy z tatą natomiast do samochodu. Już przed drzwiami do mieszkania zorientowałam się,
że nie mam kluczy. Wy nie odbieraliście telefonów... Na szczęście Igor, ten chłopak o którym Ci opowiadałam...
- On Ci pomógł?
- No tak, jedną noc spędziłam w hotelu, drugą u niego.
- U niego?
- Spokojnie, on spał na kanapie, cha cha cha.
- Ale Ty go prawie nie znasz...
- Uwierz mamo, że może to absurd, ale teraz już go znam. Naprawdę dobrze znam... - mrugnęłam tu porozumiewawczo okiem. - I wiesz co? On
studiuje planowanie przestrzenne na Politechnice Gdańskiej!
- Już go lubię! Politechnika Gdańska jest na dwudziestym piątym miejscu w rankingu najlepszych szkół! A ile ma lat?
- Och... Musiałaś spytać? Dwadzieścia... jeden? - odpowiedziałam niepewnie.
- No cóż...
- A Zosia? Twoja druga córka? Przecież Paweł ma dwadzieścia dziewięć lat, a ona dwadzieścia cztery... A poza tym Igi, to znaczy Igor, to
tylko znajomy...
- Jasne, jasne, znajomy Igi, hmm? - mama zaczęła się śmiać.
- Och, mamo!
- Chodź lepiej do kuchni, zjesz coś?
- Nie, dzięki. Zjadłam u Igora, nawet nie masz pojęcia, jak on świetnie gotuje!
- Hmm, dobry taki mężczyzna!
W tym momencie do rozmowy dołączył tata. Opowiedziałam mu ponownie całą historię. Z wyjątkiem tego, iż Igor ma dwadzieścia jeden lat. Nie wykręciłam się też od ponownego śniadania, mama zrobiła wyśmienitą jajecznicę na boczku, nasz przysmak. Przed południem pomogłam jej przy pracy w ogrodzie, następnie (kiedyś była to tradycja) oglądałam z tatą Watts zajadając się Katarzynkami. Około trzynastej podniosłam się z kanapy i zawędrowałam do mojego pokoju. Wzięłam prysznic, pożyczyłam od mamy kosmetyczkę by doprowadzić się do porządku i, co najważniejsze, zmieniłam ubrania. W wygodnych szortach i luźnej, białej koszulce wyglądałam nie najgorzej. W maju nieźle opaliłam nogi, toteż teraz mogłam zakładać, co tylko chciałam. Znalazłam kilka gumek i, jako że było gorąco, wyczarowałam z włosów koka francuskiego. Było już późno więc zeszłam na dół i pożegnałam się z rodzicami. Sprawdziłam, czy mam w torbie klucze i wyruszyłam na autobus.

1 komentarz: