''Magdalena ma siedemnaście lat. Pasjonuje się tańcem, rysunkiem i muzyką (choć nie znosi śpiewać). Lubi bawić się wnętrzami i modą. Tak, to ona - ciemnowłosa niebieskooka.''
M.

wtorek, 29 stycznia 2013

9 lipca cd.

Przekroczyłam próg i od razu poczułam intensywny zapach konwalii. Kocham konwalie! Rzuciłam okiem na wspaniały, przestronny, a zarazem przytulny salon. Ciemne, mahoniowe drewno doskonale komponowało się z jasną skórą na kanapie. Wysokie okna wpuszczały gigantyczne masy promieni słonecznych. Połączeniem z kuchnią była szeroka futryna, zaś za nią jasne meble, mały stolik plus trzy krzesełka i duża kanapa, a obok niej stojak na gazety. Podeszłam do małej szafki w kącie, schyliłam się i zaczęłam przeglądać wszystkie płyty, które tam były. Igor szedł za mną, czułam jego wzrok na swoim karku.
Taka była moja reakcja na mieszkanie mężczyzny. Po dwudziestej wróciliśmy do domu, oczywiście nie mojego. Nieźle się bawiliśmy na wybrzeżu. Woda była gorąca, toteż oboje pluskaliśmy się w niej niczym dzieci. Jako że moja sukienka służyła mi za kostium kąpielowy, byłam zmuszona poprosić Igora o cokolwiek, w co mogłabym się ubrać.
- Cokolwiek? A może być dywanik z przedpokoju? - żartował.
- Wolałabym coś... och, nie drocz się ze mną! - zrobiłam obrażoną minę, a rozmazany tusz spływał mi z rzęs.
- Wyglądasz uroczo, to znaczy... Och, już idę po coś do przebrania.
Uśmiechnęłam się. Pierwszą część zdania powiedział jakby do siebie, choć ja i tak ją usłyszałam. Po tym wbiegł na schody szybkim krokiem i zniknął na poddaszu. Poszłam za nim, powoli, po cichu. Delikatnie uchyliłam drzwi, nie zauważył mnie. Kucał przed komodą i przeszukiwał jej otchłań. Ja zaś przyglądałam mu się z ciekawością, miał szerokie plecy i duże bicepsy. Dłonie natomiast były tak bardzo męskie i silne. Na szyję - długa i pociągłą - opadały kosmyki ciemnych, lekko kręconych włosów. Rozejrzałam się dookoła - była to zapewne jego sypialnia. Świadczyło o tym duże łóżko z narzutą w kolorze bordo. Na ścianie wielka grafika, jak się później okazało, autorstwa Igora.
W pewnym momencie chłopak obrócił głowę, chciał już wstawać. Zamiast tego krzyknął głośno.
- Jestem aż tak straszna? - spytałam rozbawiona.
- Skądże. - odparł podając mi stosik ubrań.
- Dzięki...
- Udało mi się znaleźć tylko to. Koszula jest z czasów, gdy... nie chodziłem na siłownię. To znaczy, wiesz, byłem trochę mniejszy. No a dżinsy - też moje. - mówił nieco speszony gładząc jednocześnie kark dłonią.
- Nie ma sprawy, mi pasuje wszystko - mówiłam rozpromieniona.
- Okej, tu jest łazienka, możesz się przebrać, sukienkę połóż na grzejnik, powinna wyschnąć. Ja też wskoczę w coś suchego.
Weszłam do łazienki, zdjęłam sukienkę i wciągnęłam spodnie, pogładziłam przetarcie na prawym kolanie i sięgnęłam po flanelową koszulę w kratę. Wtopiłam nos w materiał i zamarłam. Nie był to zapach perfum, lecz... zapach Igora. Śmieszne? Niektórzy lubują się w zapachu spalin, inni wąchają książki. Ja wyczuwam ludzi, każdy ma swój naturalny, często piękny zapach (tak jak w tym przypadku). Podwinęłam rękawy i zapięłam guziki. Przeczesałam palcami włosy, które przez słoną wodę bardzo się pofalowały. Wyjęłam z torby chusteczkę higieniczną i podjęłam się próby ratowania makijażu. Gotowa wyszłam z łazienki, a że była ona połączona bezpośrednio z sypialnią, natrafiłam na Igora, prosto mówiąc, bez koszulki i aż przygryzłam wargi, by nie krzyknąć nic w stylu: Hej! Masz klatę jak ratownik na plaży w Miami! Powstrzymałam się. On za to, speszony, wciągnął szybko pierwszą rzecz, którą znalazł w swojej szufladzie, po czym spojrzał na mnie z uznaniem i podniósł brew.
- Idziemy do kuchni, pewnie jesteś głodna. - klasnął i zatarł ręce.
Wzruszyłam ramionami, co miało oznaczać tylko grzeczne 'tak'. Moje intencje zostały dobrze odczytane. Zeszliśmy na dół. Podczas gdy Igor szukał składników na kolację, ja zajmowałam się muzyką. Wybrałam płytę A rush of blood to the head, którą - nawiasem mówiąc - uwielbiam. Wsunęłam ją do odtwarzacza i wyszukałam kawałek Green eyes. Podeszłam do blatu, na którym mężczyzna siekał suszoną żurawinę.
- Co robimy? - spytałam.
- Jadłaś kiedyś pancakesy? - spojrzał wzrokiem mówiącym: 'Proszę, powiedz, że nie jadłaś'.
- Niestety nie, tylko polskie naleśniki. - mrugnęłam do niego okiem - Ale z chęcią pomogę i nawet nie próbuj odmawiać, choć tak, to Ty tu jesteś mistrzem deserów.
- Okej, w szafce nad moją głową jest mąka, odmierz jedną szklankę.
Wykonałam posłusznie to, co kazał szef kuchni. Zgarnęłam trochę rozsypanej mąki i zalotnym głosikiem poprosiłam Igora, by spojrzał, czy jest w porządku. Kiedy już otwierał usta, dmuchnęłam mu ów białym proszkiem, który trzymałam potajemnie w garści, w twarz. Miał tak słodko oprószone rzęsy. Ten w odwecie umazał mi policzek świeżo ubitą śmietaną. Szturchnęłam go tylko w ramię, on zaś podszedł do mnie, musnął mnie swą silną dłonią po policzku i zmazał śmietankę. Poczułam jego dłoń na swojej łopatce i ponownie dopadł mnie ten cudowny zapach... Staliśmy w bezruchu kilkanaście sekund, patrząc sobie w oczy.
- Okej, to co mam dodać jeszcze? Mąka już jest. - powiedziałam drżącym głosem, gdyż tylko na tyle było mnie stać.
- Ach, jasne, to teraz, ymm... Mleko!
Mogę potwierdzić słowa Igora, iż kocha gotować. Jest naprawdę mistrzem deserów. Pancakesy z bitą śmietaną były przepyszne.
Po kolacji wspólnie pozmywaliśmy naczynia. Kiedy ja załatwiałam sobie noc w hotelu (nie chciałam być ciężarem dla chłopaka), on wybierał muzykę. Po skończonej rozmowie telefonicznej weszłam do salonu. Tam, na kanapie, czekał na mnie Igor. Usiadłam naprzeciwko niego, podciągnęłam kolana pod brodę i objęłam je rękoma. Było ciemno, nastrojowo. Jedyne źródło światła stanowiła mała świeczka o zapachu bzu.
- Zimno Ci? - spytał zaniepokojony chłopak. - Przyniosę koc...
- Ach, byłoby miło...
Minutę później Igor wpadł do salonu z kocem pod pachą. Okrył mnie, po czym sam usiadł obok, naprawdę blisko. Serce zaczęło bić o wiele szybciej. Powiedzmy wprost: zakochałam się w nim!
Są takie momenty, w których człowiek nie potrzebuje rozmowy, pragnie tylko, by był obok niego drugi człowiek. I cisza między nimi to właśnie rozmowa, rozmowa serc. Teraz była taka chwila. Mężczyzna wysunął dłoń spod koca i delikatnie, opuszkami palców, gładził moją rękę. Przełknęłam ślinę. Ścisnęłam jego rękę, bardzo mocno. Przysunęłam się jeszcze bliżej, po czym oparłam głowę na jego ramieniu. On zaś, drugą ręką, delikatnie przycisnął mnie do własnej piersi. I nie mówiliśmy absolutnie nic. Czułam się tak błogo, cudownie, bezpiecznie. W pewnym momencie Igor wyszeptał moje imię. Miał tak bardzo męski, stonowany głos.
- Madziu...
- Hmm?
- Dobrze, że... jesteś.
Po tym krótkim dialogu pocałował mnie w czoło, ja zaś zamknęłam oczy i kolejne pół godziny spędziłam nie ruszając się, nic nie mówiąc.
Około godziny dwudziestej trzeciej Igor odwiózł mnie do hotelu, w którym miałam spędzić noc. Na pożegnanie objęliśmy się, co znacznie mnie rozbudziło. Nie mogłam zasnąć aż do drugiej nad ranem. Myślałam, analizowałam, kochałam...

1 komentarz: